Ustawiczne próby i zmiany, nowe maszyny, wprowadzenie taśmy – wszystko to wymagało manewrowania siłą roboczą, przerzucania robotników z jednej roboty, z jednego miejsca na inne. Rozbicie operacji produkcyjnych na proste czynności, sprawiło, że coraz mniej członków załogi Forda czuło się pracownikami wykwalifikowanymi, związanymi z określonym stanowiskiem. Praca stawała się coraz bardziej jednostajna, powtarzalna i nużąca. Jednocześnie towarzyszyło jej stale popędzanie do większej wydajności. Robotnik musiał nadążyć za pracą nowoczesnej maszyny lub dorównać szybkości – coraz większej – przesuwu taśmy czy pomocniczych przenośników.
W tych warunkach narastało niezadowolenie załogi. Osiągnęło ono punkt szczytowy po zrównaniu stawek wszystkich pracowników zatrudnionych przy taśmie. Zniesione zostały przy tym premie, a górna granica dniówki utrzymywała się niezmiennie na poziomie 2,34 dolara (25 centów za godzinę), czyli poniżej przeciętnej płacy w przemyśle Detroit. Zaczął się exodus robotników Forda. W 1913 roku płynność załogi przekroczyła 380 procent. Zaalarmowało to kierownictwo zakładów. Trzeba było szukać wyjścia z trudnej sytuacji i znaleziono je. Brzmiało ono: pięciodolarowa dniówka i ośmiogodzinny dzień pracy. Rozwiązanie to zszokowało przemysłowców Forda uznano za szarlatana, komunistę i przestępcę ekonomicznego. Jednakże socjologowie, działacze związkowi, politycy i hierarchia kościelna wszystkich wyznań wyrażali się o nim z uznaniem i szczerym entuzjazmem. Podobnie myśleli robotnicy.
Leave a reply