Miejsce zdarzenia: przedział II klasy pociągu relacji Warszawa-Gdańsk, Do przedziału wchodzi konduktor. Ma mundur, za to nie ma kindersztuby. Burkliwie „panuje” siedzącym w przedziale chłopakom. Tylko jednego „tyka”. „Tykanemu” jest wyraźnie wstyd – jedzie z dziewczyną, chciałby więc być traktowany w miarę normalnie, ale nawet nie próbuje bić się o swoją godność. On też nosi mundur – mundur żołnierza służby zasadniczej. Jeśli odpysknie konduktorowi, ten z pewnością na najbliższej stacji wezwie WSW (Wojskową Służbę Wewnętrzną) i podróż skończy się kłopotami. Bo kto uwierzy żołnierzowi, że zrugał konduktora w obronie samego siebie? Czy to zresztą jest powód do wszczynania pyskówki? Żołnierz powinien się przyzwyczaić, że jeszcze długo nie będzie mu wolno myśleć o sobie. Jego staż w jednostce liczy się raptem tygodniami. Jest „kotem”.
„Kota” poznaje się po wyglądzie: ma dopięte na ostatnią dziurkę opinacze butów i wysoko założony, ściśle opięty pas. „Kotu” nie wolno prawie nic. To znaczy – regulamin przyznaje mu takie same prawa jak „staremu wojsku”, lecz w jednostce są dwa sposoby na przetrwanie: „na regulaminie” i „na fali”. Pierwszy się nie opłaca, drugim rządzą nieformalne zwyczaje wymuszające na młodych uległość wobec „starego wojska”.
Chłopak w mundurze wychodzi na papierosa. Jeszcze grubo ponad rok będzie w wojsku, a w wojsku lepiej nie podnosić głowy, jeśli ktoś może skojarzyć głowę z jej właścicielem.
To nasze wojsko – mówi -jest do ścierania kurzów i porządku. O to są największe afery. Kurz pod listwą od szafki i „kibel” dla całej kompanii mogą wyjazdy zatrzymać. Ludziom w wojsku najbardziej zależy na wyjazdach, na wyrwaniu się z koszar. A przecież stary żołnierz sprzątać nie będzie. Więc od szmaty są „koty”.
Leave a reply